piątek, 7 czerwca 2013

Lekko nie będzie...

Badania...badania...badania...


W najbliższych tygodniach mamy zaplanowane dwa pobyty w szpitalach.
Pierwszy za dwa tygodnie- Oddział Laryngologiczny w Wojewódzkim Centrum Medycznym w Opolu,
drugi na początku lipca na Oddziale Neurologii Dziecięcej, w Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym w Opolu.

W międzyczasie jeszcze wizyta u okulisty, na którą już bardzo długo czekamy oraz stałe zajęcia i rehabilitacje. Powoli zaczynam się tym wszystkim denerwować, badania będą wykonane w znieczuleniu, te na oddziale neurologicznym na pewno w znieczuleniu ogólnym. Tego się najbardziej boję, również widoku wiotczejącego dziecka. Wiążą się z tym nieprzyjemne wspomnienia...

Nie zapomnę tego nigdy jak Mateusz, od kilku dni wybudzony ze śpiączki farmakologicznej, musiał być znieczulony oraz zaintubowany do rezonansu głowy.
Miał wtedy 6 tygodni.
Dzień wcześniej załatwialiśmy formalności związane z badaniem. Pamiętam, że powiedzieliśmy pani doktor prowadzącej, że ma sama wypełnić dokumenty a my je podpiszemy- przecież lepiej od nas wiedziała jakie badania Mateusz przechodził, jakie leki przyjmował lub z czego jest klips zamykający przewód Botalla. Pamiętam też słowa Pani doktor, że mało które dziecko na OITD tak przećwiczyło lekarzy z całej medycyny. Po czasie aż trudno uwierzyć, że to wszystko się wydarzyło, że było aż tak źle...
No ale wracając do tematu... dzień przed badaniem zrobiono Mateuszowi wkłucie w rączce, w dniu badania jechałam do szpitala zalana łzami-bałam się tego znieczulenia, intubacji, czy coś się nieoczekiwanego nie wydarzy... no nie wiem wyłam i wyłam, uspokoić się nie mogłam. Nie wiem jak dojechałam do tego Opola. Gdy weszłam na salę okazało się,że jest "mały" problem...
Mateusz pozbył się wenflonu :/
panie pielęgniarki nie umiały dostać się do żyły więc wkłucie robiła pani doktor, więc ja znowu wyłam rozpaczałam... kto mnie nie mijał, siedzącą na szpitalnym korytarzu, to z przerażeniem pytał co się stało a ja taka chlipiąca, ze w sumie to nic ale Mateusz ma mieć rezonans więc się denerwuję. Po czasie myślę, że mi wówczas puszczał stres minionych tygodni-gdzie starałam się z całych sił być dzielna dla Mateusza! Gdzie tłumaczyłam sobie, że jak Mateusz ma walczyć skoro ja się poddaję...
Dla wielu z Was są to sytuacje niepojęte, nie do zrozumienia... na Wasze szczęście!
Pamiętam jak po rezonansie przywieziono Mateusza z powrotem na salę. Leżał zaintubowany, taki bezbronny, jeszcze pod wpływem działania narkozy... ale tu znowu zaskoczył-pozbył się sam rurki intubacyjnej... a mnie przerażał dodatkowo fakt, że po 25 dniach śpiączki liczyłam chyba na to, że już nigdy nie będę musiała oglądać Mateusza w takim stanie...że nie będzie musiał być już w taki sposób badany... Tak bardzo chciałabym mu oszczędzić takich przeżyć, ale z drugiej strony wiem, że to dla Jego dobra...że trzeba sprawdzić czy wszystko jest w porządku, czy coś nie idzie w złym kierunku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz