niedziela, 16 czerwca 2013

Jak zwykle "coś"... i kiedy niemożliwe staje się możliwe.

13.06. 2013.
Jak wspomniałam w poprzednim wpisie Mateusza czeka w najbliższym czasie sporo badań.
Rozważałam nawet żeby zrobić przerwę w rehabilitacjach, żeby nie forsować zbytnio dziecka a i też, co ważne, żeby nie złapał żadnej infekcji. 
Nie zdążyłam .
Mateusz się rozchorował. Trwa to już od ok tygodnia, ale tak jakoś dziwnie... w  jeden dzień zakatarzony słaby, na drugi dzień energia Go rozrywa a choroby ani śladu...kolejny dzień niby ok ale w nocy gorączka...  tak jakby się choroba pojawiła ale jeszcze się zastanawiała czy się rozkręcać czy też nie. 
W końcu wybraliśmy się do lekarza. Innego niż zwykle. 
Napiszę kilka słów o tej wizycie (a może więcej niż kilka). Zanim Pan doktor przeszedł do badania najpierw przeprowadzał z nami-rodzicami wywiad.
-Z której ciąży dziecko? odpowiadam: z pierwszej.

-Ciąża donoszona? odpowiadam: poród w 38 tc.
-Poród siłami natury? odpowiadam :nie, cesarskie cięcie.
-Punkty Apgar? odpowiadam : 0
-Punkty Apgar w 5 minucie? odpowiadam: takich danych nie posiadamy...
Trudno mi opisać słowami zdziwienie, szok wymalowane na twarzy Pana doktora. Chyba powinniśmy (o ile to możliwe) przywyknąć do takich reakcji na przeszłość Mateusza i tego, że tak dobrze z opresji zdrowotnych wyszedł. Pan doktor gdy wczytał się w wypis z OITD opowiadał nam jakie skutki niesie za sobą niedotlenienie wielonarządowe, które przeszedł Mateusz. Nie dowierzał, że dopiero w 18 minucie reanimacji powróciła akcja serca. Stwierdził nawet, że to niemożliwe... nie pozostało mi nic innego jak wskazać na Mateusza i powiedzieć "a jednak, oto dowód" . My już o tym wiemy, że Mateusz jest dzieckiem niezwyczajnym (często to słyszymy), że to co przez co przeszedł i jak walczył o życie i zdrowie pokazuje nam jaki jest wyjątkowy.
16.06.2013
Podczas tej wizyty zobaczyłam też Mateuszka w innym świetle... ale to dzięki podejściu lekarza do dziecka-pacjenta. Nie było prośby "proszę wziąć dziecko na kolana, przytrzymać, rozebrać". Była współpraca na linii lekarz-pacjent. Tym razem to my-rodzice z niedowierzaniem patrzyliśmy jak Mateusz pozwala lekarzowi zajrzeć w uszy, pooglądać ząbki, obejrzeć gardło, jak z niecierpliwością podnosił co chwilkę koszulkę, żeby odsłonić klatkę piersiową do badania, bo przecież
pan doktor ma stetoskop, jak biegnie pod miarkę. Dziecko z niedosłuchem, w tym momencie bez aparatów, wykonuje polecenia doktora bez chwili wahania czy na pewno dobrze rozumie co się do Niego mówi. Zobaczyłam Mateusza takiego dojrzalszego, samodzielnego-bo świetnie sobie poradził w nowym miejscu. Myślę, że poczuł się ważny- bo nie był tylko "przedmiotem" do zbadania, tylko został potraktowany jak "dorosły" :) Dla Pana doktora wielkie brawa za podejście do dzieci!

W czwartek powinniśmy być w szpitalu ale nie wiem czy się uda. Bardzo się boję, że jednak będę musiała odwołać badanie....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz